Archiwum luty 2009


Self-talk
Autor: adsc
Tagi: programowanie   rozmowa ze sobą   self-talk  
20 lutego 2009, 13:30
Często rozmawiacie ze sobą? Znaczy się, czy często do siebie mówicie? Znam ludzi, którzy ciągle ze sobą konwersują, nie zważając niekiedy na to, gdzie są i co mówią, co wywołuje zawsze uśmiech na twarzach nieznajomych J. Niektórzy oczywiście, robią to tylko i wyłącznie w myślach, nie przeszkadzając nikomu i nie narażając swojej osoby J. Jednakże trzeba powiedzieć, że takie świadome rozmowy „ja i ja" są bardzo naturalne i często potrafią pomóc nam w wielu różnych sytuacjach. Szczególnie, jeżeli stoimy przed trudnym wyborem, to rozmawiając ze sobą możemy wszystko uporządkować, przemyśleć, rozważyć wszystkie za i przeciw. Są też osoby, dla których, ta właściwość naszego „ja" jest bardzo kłopotliwa, nie pomaga się skoncentrować, przez co „rozmowa ze sobą" wywołuje bardzo negatywne emocje. Jest oczywiście na to sposób, gdyż okazuje się, że umiejętne sterowanie procesem self-talk-ingu (tak to się fachowo nazywa), może przynieść naprawdę zadziwiające efekty. W jaki sposób? Odpowiedź jest jedna - programowanie. Poprzez self-talk możemy tak zaprogramować swój umysł, aby przyniósł nam spodziewane efekty i każdy może to zrobić. Odpowiedni dobór często powtarzanych słów, może sprawić, że: poczujemy się lepiej, będziemy bardziej dowartościowani, osiągniemy większe efekty w pracy. Poniżej zamieszczam filmik z wytłumaczeniem tej taktyki. Zapraszam do oglądania, jednak zanim obejrzycie, zapoznajcie się z rodzajami self-talk-u z książki „58 najskuteczniejszych sposobów koncentracji uwagi" Krzysztofa Klimasa. Self-talk dzieli się na dwa rodzaje: pozytywny i negatywny. Pozytywny self-talk to takie teksty, które mają na celu pomóc ci brnąć dalej mimo przeciwności: No dawaj, dawaj, jeszcze kawałeczek. Dasz radę, dasz radę! Taaaa, załatwię to jednym ruchem Negatywny self-talk jest dokładną tego przeciwnością. Ma on charakter wynikający albo z lenistwa: hmm, trzeba sobie odpuścić, Dobraaa, olać. lub ze strachu/stresu Boże, co to będzie. Na pewno nie zdam, na pewno nie zdam, po co ja się uczę. No tak, ten...... i tak mnie usadzi. A teraz film, w jaki sposób, zaprogramować swój umysł, aby było więcej pozytywnego self-talku: https://www.youtube.com/watch?v=1o1HZQsjNHY&eurl=http://blog.adsc.pl/2009/02/self-talk/ Wpis pochodzi ze strony www.blog.adsc.pl
Pieniądze szczęścia nie dają?
Autor: adsc
Tagi: szczęście   pieniądze   karol dickens   opowieść wigilijna  
18 lutego 2009, 17:36

Zawsze, kiedy słyszę, że „pieniądze szczęścia nie dają", przypomina mi się powieść Karola Dickensa, pod tytułem „Opowieść wigilijna". Na pewno również ją czytaliście lub oglądaliście ekranizację. Fantastyczna historia o skąpcu „Scroogu", który będąc bardzo bogaty, jest tak naprawdę bardzo samotny i nie cieszy się życiem. Podczas Wigilii, przychodzą do niego trzy duchy, pokazując mu przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość, w której widzi swoją śmierć. Po tej wędrówce w czasie, postanawia poprawić się i zaczyna pozytywnie patrzeć na świat.

 

Oczywiście Wy możecie mieć inne skojarzenia związane z tym wyrażeniem, jednakże trzeba przyznać, iż pogląd o negatywnym wpływie pieniędzy w stosunku do człowieka, bardzo zakorzenił się w naszej kulturze. Bogaty człowiek musi być po prostu nieszczęśliwy. Tak bardzo boi się o swoje pieniądze, że nie kontaktuje się praktycznie ze światem zewnętrznym, oczywiście poza wąską grupą, zaufanych dobrze opłacanych doradców. Albo inaczej, bogaty człowiek, zgodnie z maksymą, że „pierwszy milion trzeba ukraść", to złodziej, nikczemnik, którego ściga prawo, a on ukrywa się, niczym mysz w norze, żyjąc w ciągłym strachu i niepewności. :) Tak! Człowiek + pieniądze = nieszczęście. No może jednak troszkę przesadziłem, ale nie da się ukryć, że społeczny odbiór tego stwierdzenia, trochę się z tym pokrywa.

 

I jeżeli chodzi o skąpca „Skroge-a" lub jego psychologiczny odpowiednik, to jest to jak najbardziej poprawne skojarzenie. Badania, które przeprowadziła Miriam Tatzel, dowiodły, iż patologiczne skąpstwo, a także zbytnia impulsywna rozrzutność, jest bardzo niekorzystne dla psychiki, a wręcz dewastujące ją (więcej tutaj). Przez to, taki człowiek niestety, nie może czuć się szczęśliwy, nie pozwala mu na to jego umysł. Jednakże, jeżeli odrzucimy, te dwa radykalne zachowania ludzi posiadających znaczne ilości środków na koncie, to okazuje się, że są oni szczęśliwsi od ludzi, którzy posiadają mniej: „To, że bogaci są bardziej zadowoleni, może wynikać z faktu, że ludziom szczęśliwym łatwiej zdobyć majątek. Przeglądając większość badań dotyczących związku dochodów i poczucia szczęścia, Ed Diener i Robert Biswas-Diener stwierdzili, że często tak właśnie jest. Na przykład zadowoleni z życia niepracujący łatwiej znajdowali pracę i z czasem osiągali wyższe dochody niż ich mniej zadowoleni rówieśnicy." (za: charaktery.com.pl)

 

Do tego, badania przeprowadzone przez Jonathana Gardnera i Andrew Oswalda, na osobach (9 tys.), które dostały spadek lub wygrały na loterii, pokazały, iż odczuwali oni znaczne polepszenie ich psychicznego samopoczucia, a przypływ szczęścia zwiększał się, wraz z wysokością otrzymanych pieniędzy (!!!). Uczeni ci, obliczyli nawet, ile pieniędzy trzeba, aby z człowieka niezadowolonego, stać się człowiekiem zadowolonym - ok. 1 000 000 funtów! Co przy dzisiejszym kursie złotego, daje jakieś 5,5 mln. złotych :) Idę wypełnić kupon :).

 

Dodatkową ciekawostkę, stanowi to, iż ludzie lepiej czują się wtedy, gdy ich zarobki wzrastają. Lepiej jest początkowo zaproponować pracownikowi mniej pieniędzy i zwiększać je stopniowo, niż dać mu od razu maksymalną stawkę za pracę. Ta świadomość, że „dostanie się więcej", wpływa pozytywnie na psychikę i bardziej wiąże pracownika z firmą.

 

Podsumowując, wychodzi na to, że pieniądze jednak dają szczęście, oczywiście, tak jak to zwykle bywa, wszystko zależy także od osobowości. Różne jej typy, inaczej reagują. Jednakże wystarczy to, aby zrewidować tak wsiąknięte w naszą rzeczywistość pojęcie nieszczęśliwego bogacza. Więc bądźmy szczęśliwi, bo szczęśliwi zarabiają więcej :).

Fotograficzna pamięć
Autor: adsc
Tagi: pamięć   szkolenia szczecin   szkolenia dla firm   szkolenia biznesowe   żyjąca kamera  
16 lutego 2009, 10:03

Mojemu dzisiejszemu, porannemu wychodzeniu z domu towarzyszyło uczucie niepewności, co do tego, czy akurat wziąłem wszystko ze sobą Dochodząc do samochodu, stwierdziłem oczywiście, że brakuje mi cudownego wynalazku XX wieku, czyli telefonu komórkowego. Niestety, bez niego jak bez ręki. Zresztą, poniedziałek zawsze jest dniem, w którym wzrasta intensywność kontaktów z klientami, a do tego przeprowadzamy dzisiaj jedno z tych zamkniętych, biznesowych szkoleń wyjazdowych, także trzeba być ciągle „na linii". No nic, skoro mus to mus, oczywiście trzeba było zawrócić się do domu. Niestety straciłem przez to kilka minut.

Powiem szczerze, iż odkąd ćwiczę kwadrans dziennie swoją pamięć, takie rzeczy zdarzają się coraz rzadziej, dzisiejsze techniki są naprawdę bardzo dobre i można odczuć zdecydowany progres. Dla mnie na przykład, odeszło w zapomnienie zapisywanie spotkań w kalendarzu, naprawdę pół kilo notatnika mniej :).

Ta poprawa zdolności do zapamiętywa:)), młode osoby, które podczas programu, po pokazaniu im kolejności kart, mogły tę kolejność później bez problemu odtworzyć. Mój znajomy widząc to, zapisał się później nawet do szkoły doskonalenia pamięci, jednakże z niewielkim skutkiem. Ot życie.

Zresztą wtedy, to była zupełna nowość, i te szkoły powstawały raczej na zasadzie „partyzantki", nikt nie wymagał od nikogo certyfikatów czy udokumentowanego doświadczenia.

Wracając do sprawy, to postaram się, aby część z tych technik zapamiętywania, pojawiło się niedługo na tym blogu, jednakże dzisiaj chciałbym zaprezentować Wam człowieka, którego pseudonim to „żyjąca kamera". Jest przykładem, osoby, której mózg wzniósł się na zupełnie inny poziom pamięci i to fotograficznej. Naprawdę niesamowite.

Wpis pochodzi ze strony www.blog.adsc.pl

Zapach odzieży, zapach partnera
Autor: adsc
Tagi: ewolucja   zapach mężczyzny   zakochana kobieta  
05 lutego 2009, 12:26

Zawsze uśmiecham się pod nosem, kiedy widzę w filmach vide „Gliniarz z Beverly Hills", kobietę ubraną w długą, męską koszulę swojego twardego, brutalnego faceta (kontekst wiadomy J). Niektórym naprawdę to pasuje, niektóre wyglądają wręcz śmiesznie, no, ale cóż - wola reżysera. Zresztą takie sceny, nie biorą się przecież znikąd, zapewne Wasze drugie połówki (te słowa są raczej zarezerwowane dla męskiej części czytelników), również nieraz tak postępują. Okazuje się, że jest to zachowanie całkiem naturalne i nie chodzi wcale o przebieranie się i udawanie mężczyzny, jakby mógł ktoś nieopatrznie pomyśleć.


Badania, które przeprowadzono na Uniwersytecie w Pittsburghu dowiodły (więcej tutaj), iż zachowanie to ma podłoże ewolucyjne i robi tak praktycznie 90% kobiet, które chcą czuć zapach swojego mężczyzny. Znaczy się, nie tyle muszą zakładać męskie ubrania, ale mogą na przykład położyć się blisko nich. Niestety sprawa zapachu, nie za bardzo działa w drugą stronę, jeżeli chodzi o męską część populacji. Zapewne również, odgrywa tu swoją rolę ewolucja (spróbujcie coś upolować w dziczy, kiedy pachnie się jak kobieta :P).


Wracając do sprawy, okazuje się, że mocno zakochana partnerka, ma problemy z rozpoznaniem zapachu innych ludzi, ale nie woni swojego partnera (czytaj również tutaj). Naukowcy przypuszczają, iż jest to spowodowane częściową utratą węchu, która ma za zadanie ochronę związku (jakby nie patrzeć wszystko jest podporządkowane przetrwaniu gatunku). Lub tym, że jako jedyny, męski osobnik przebywa w pobliżu i to właśnie jego zapachy zapadają w pamięć, z innymi nie ma ona po prostu tak bliskiego kontaktu.


Podobny „węchowy" mechanizm wiąże także matkę ze swoim dzieckiem. Matki również bez problemu potrafią rozpoznać swoje małe dziecko po zapachu i podobno bardzo dobrą, polecaną metodą jest, aby kiedy rodzicielka oddala się na jakiś czas od łóżka niemowlęcia, zostawić mu gdzieś niedaleko część swojego ubrania. Wtedy dziecko podświadomie czuje się pewniej i bezpieczniej.

 

Źródło: www.blog.adsc.pl